Polska firma odzieżowa z dwudziestopięcioletnią tradycją, dwie inspirujące kobiety Mama - Teresa Suwińska i Córka - Ewa Suwińska opowiadają w wywiadzie o początkach firmy, misji i celach. Przedstawiają kulisy prowadzenia rodzinnego biznesu, relacje i zażyłość Matki i Córki w codziennej pracy.

U Państwa w rodzinie moda to nie tylko praca, ale i pasja. Od czego zaczęła się przygoda z modą u mamy - Pani Teresy?
Teresa Suwińska: Pierwsze zetknięcie z projektowaniem mody miałam w wieku piętnastu lat. Razem z moją mamą tworzyłam sukienki, bluzki, spódniczki. Mama ręcznie odszywała mi te wspólnie przemyślane projekty. Była niesamowicie zdolna, a co ważne, w pełni nauczyła się wszystkiego sama. Mam teraz przed oczami momenty, kiedy szyła mi do szkoły fartuszki, sukienki i ręcznie haftowała kołnierzyki - wtedy trudno było kupić cokolwiek ładnego. Na rynku dostępne były same materiały. To właśnie moje pierwsze zetknięcie z projektowaniem, dokonywaniem wyboru i podejmowaniem decyzji. Przywiązywałam dużą uwagę do ładnych ubrań, chciałam atrakcyjnie wyglądać. Dla kobiety w każdym wieku jest to ważne. Istotne były detale - wykończeń i projektu. Ta pasja we mnie tkwiła i zachęcała do dalszego rozwoju.
Jak i kiedy narodziła się idea stworzenia firmy odzieżowej?
Teresa Suwińska: Kiedy nadarzyła się okazja, a sytuacja ekonomiczna sprzyjała, aby założyć własny biznes, decyzja była prosta - powstała firma KAREN. Narodziło się to z pasji, chęci tworzenia ładnych produktów. Wtedy moda, a co za tym idzie eleganckie ubrania, nie były tak dostępne, jak teraz. Nie było galerii handlowych, sklepów internetowych. Wszystko rządziło się innymi prawami. Ten okres był niesamowicie pouczający, sprzyjał rozwojowi firmy. To były początki lat 90. - od tego czasu nieprzerwanie z taką samą werwą i motywacją działamy. Nie było przestojów produkcyjnych, większych zmian, były okresy trudne, jak w każdym biznesie, ale cały czas się rozwijamy. Biorąc pod uwagę zamiłowanie do mody, firma odzieżowa okazała się być czymś naturalnym. Klienci przyjeżdżali bezpośrednio do firmy, gdzie kupowali towar do hurtowni lub sklepów własnych. Wszystko kupowali za gotówkę, nie było kart płatniczych czy umów partnerskich. Nasze produkty cieszyły się uznaniem klientów, rynek się poszerzał. Ten okres wspominam z sentymentem.
Jak zaczęły się początki firmy?
Teresa Suwińska: Firma zaczęła pracować na jesieni 1991 roku, był okres na kurtki i płaszcze, od tego właśnie zaczęliśmy. Nadało to kierunek w firmie. Biznes wyglądał nieco inaczej niż teraz: firmy nie miały dostępnych pełnych kolekcji, specjalizowały się w jakiejś dziedzinie. Taki system pracy w firmach z tradycjami został do dziś. Jednak Ci którzy myślą o kliencie, wychodzą naprzeciw i dostarczają pełne asortymenty od bluzek, spodni i sukienek po marynarki, płaszcze i kurtki. Firma rzeczywiście wyrosła z płaszczy, co dużo nas nauczyło już na samym początku. Ten rodzaj odzieży wymaga specyficznego traktowania materiału. Wraz z zadowoleniem klientów zaczęliśmy poszerzać asortyment: dochodziły spodnie, spódnice, bluzki - wniknęło to z potrzeb rynku. Nauczyliśmy się pracować na wysokogatunkowych materiałach, bardzo dobrej jakości. Od początku zaczęliśmy tworzyć w firmie kulturę pracy – zasady – to dziś procentuje.
Co wyróżniało Was w tamtym czasie na rynku firm odzieżowych?
Teresa Suwińska: Od zawsze bacznie obserwuję rynek, a co za tym idzie kobiety i ich potrzeby. Bardzo często rozmawiam z klientkami w naszym stacjonarnym sklepie w Ciechanowie, słucham ich potrzeb. W tamtym czasie, tak jak i teraz, śledziłam trendy w modzie oraz ich zmiany. Do tego doszła własna kreatywność. Proponowaliśmy produkt, który w pewien sposób odświeży szafę kobiety. To mogły być drobne rzeczy nowa kolorystyka, wzornictwo, detale, które tworzą całość. Nie zastanawialiśmy się, czy coś lubimy - owszem nasz gust i wyczucie smaku w projektowaniu odgrywa ogromną rolę - jednak zawsze myślimy o klientce i staramy się mieć z nią bezpośredni kontakt. Jeżeli ona wyraża zapotrzebowanie na dany produkt, dostarczamy go w zgodzie z naszą estetyką. Załoga, pracownicy to głównie kobiety z Ciechanowa i okolic. Niektóre z nich pracują od samych początków firmy, co myślę, że jest dobrym świadectwem. Dla nas ważny jest człowiek i rodzinna atmosfera firmy, to też nas wyróżnia. Produkcja jest na miejscu w Ciechanowie, w głównej siedzibie. Cenimy kulturę osobistą w pracy, a zespół musi do nas "pasować" i mieć podobne cele.
Ewa Suwińska: Pamiętam rozmowy rodziców… z nich już wnioskowałam, o co chodzi i jak wygląda ten biznes. Przyświecała nam idea tworzenia czegoś dostępnego dla kobiet. Kiedyś nie było tak krótkich serii czy sezonowości kolekcji. Owszem podział na pory roku istniał, ale nie był on tak wyraźny i tak mocno komunikowany, chociażby przez media. Nie było presji z zewnątrz, nie było galerii handlowych, klientka nie miała aż takiego wyboru asortymentu. Doceniało się zdecydowanie bardziej polski produkt, polską jakość i staranne rzemiosło. Nie zdążyliśmy się zachodem zachłysnąć, dlatego polski wyrób był pożądany.
Jak dorasta się w rodzinnej firmie?
Teresa Suwińska: Ewa, od początku była bardzo świadoma tego, co ją otacza. Chcąc nie chcąc, razem z mężem rozmawialiśmy dużo o firmie w domu. Tak bywa w przypadku rodzinnych interesów. W chwilach, gdy nas nie było, bo jechaliśmy do Warszawy w celach służbowych, Ewa włączała się w pracę - inicjowała spotkania z klientami, informowała o naszej dostępności, dbała o dobre imię firmy.
Ewa Suwińska: W wolnej chwili wolałam iść metkować produkty, obserwować pracę konstruktora. Byłam bardzo aktywnie zaangażowana - tyle, na ile mi pozwalał wiek. To jeżeli chodzi o kwestię biznesową. Jeżeli mowa o kwestii artystycznej to od zawsze ciągnęło mnie do prac ręcznych - rysunek, projektowanie, wycinanie. Mój pokój przypominał jedną wielką pracownię artystyczną. Naturalne było to dla mnie, że uczestniczyłam w życiu firmy - już wtedy mama pytała mnie o zdanie, doradzałam i czułam się doceniana.

Ewa, porozmawiajmy o Twoich studiach: pierwszym kierunkiem była architektura wnętrz na Akademii Sztuk Pięknych, a nie projektowanie ubioru, co wyniosłaś z tego okresu, co przydatne jest w pracy w firmie odzieżowej.
Ewa Suwińska: Architektura do tej pory jest moją pasją. Myślenie analityczne, logiczne, myślenie przestrzenią, formą jest czymś bardziej totalnym niż myślenie w modzie. Architektura, jako dziedzina sztuki mniej się inspiruje innymi projektami, człowiek staje się innowatorem, uwzględnia kontekst. W modzie jesteśmy pod wpływem impulsów. Pojawiają się zarzuty, że ktoś kogoś podszył, jest cienka granica między inspiracją, a kopią. W architekturze jest niepisana zasada, że każdy ma autorski koncept, projekt - to uczy szlachetności, podejścia do dizajnu i projektowania. Ja byłam na architekturze wnętrz i wzornictwie przemysłowym, duży nacisk położony był na rysunek techniczny, który uważam, że w modzie, a konkretnie w konstrukcji jest absolutnie obowiązkowy. Trzeba mieć pojęcie konstrukcji. Wtedy zaczęłam myśleć poważnie o modzie, a co za tym idzie podjęłam dodatkowe lekcje konstrukcji. Architektura dała mi fundamenty - myślenie konstrukcyjne, skale, proporcje. Jeżeli ktoś idzie studiować modę dla samego bycia projektantem i kreatorem, a nie ma pojęcia o konstrukcji to, jak sama sztuka dla sztuki. Trzeba mieć pojęcie o wszystkim. Kiedy byłam studentką i przychodził koniec roku akademickiego włączałam się w pracę w firmie. Jeździłam do hurtowni, wybierałam materiały. Po zakończeniu architektury czułam, potrzebę dopełnienia mojego wykształcenia i stąd decyzja o ASP w Łodzi i o projektowaniu ubioru. Poznawałam tajniki pracy projektanta. Studiowanie architektury, a mody to przestawienie się na inną skalę projektu i materiały. W architekturze jest drewno, stal, w modzie np. tkaniny, koronki czy dodatki. Dobry projektant ze świadomością technologii i konstrukcji zaprojektuje wszystko.
Jak zaczęła się historia marki EMOI?
Ewa Suwińska: Dla młodej osoby wchodzącej w rodzinny biznes ambicją było rozwijanie firmy. Zaczęła we mnie kiełkować myśl, aby odświeżyć markę, nadać jej nowy kierunek i strukturę. To jak obserwowałam rynek, poruszałam się w świecie social mediów wpłynęło na mnie i mój pogląd o biznesie modowym. Zaczęłam mówić o zmianach, dużo rozmawiałam z moją mamą, zaraziłam ją ideą. Dzięki temu, że przebywamy na co dzień, znamy się i wiemy, jak pracujemy - mama zaufała mi i od razu przeszliśmy do wdrażania nowych elementów w życie firmy. Od zawsze było dla mnie ważne by dziedziny sztuki, którą się zajmuję szły w parze z biznesem. Lubię tworzyć modę użytkową. Mnie i mojej mamie największą radość sprawia to, kiedy widzimy na ulicy kobietę, ubraną w nasze projekty. To ta satysfakcja, ten dreszcz emocji.
Teresa Suwińska: Z początku podchodziłam z dystansem, ale widząc potrzeby zmian zaufałam Ewie. Zawsze lubiłam obserwować młode pokolenie, rozumiałam ich potrzeby. Myślę, że stąd też łatwość i swoboda komunikacji pomiędzy mną, a córką. Wspieramy się, rozumiemy, znamy i mamy jeden wspólny cel. Przyświeca nam rozwój. Chcąc się rozwijać nie możemy spoczywać na laurach. Zmiana nazwy to tylko pierwszy krok. Nadała ona firmie możliwość rozwoju, łatwa, chwytliwa, ale z drugiej strony posiadająca drugie, wyjątkowe znaczenie. EMOI jest naszym brandem, który rozwijamy od 2008 roku, natomiast KAREN pozostało firmą produkcyjną.
Do kogo należała decyzja o zmianie nazwy i co oznacza?
Ewa Suwińska: Decyzja o wyborze takiej nazwy była wspólna. Zgromadziłam różne propozycje i przedstawiłam je w rodzinie. Osobiście nie lubię dosłowności, podoba mi się, gdy jest inny wydźwięk. Podobało nam się, że słowa EMOI w Polsce nie ma, gdzieś indziej ma drugie życie oznacza wzruszenie, poruszenie. Taka jest również moda - jest momentem. Pojawia się emocjonalna warstwa zakupów, obcowania z produktem, kobiety idą na zakupy i jakaś emocja sprawia, że chcą mieć akurat tę sukienkę, a nie inną. Moda potrafi być potrzebą chwili, poprawiamy sobie humor zakupami, lubimy bawić się modą. Dla nas właśnie tym jest moda.
Jak wygląda relacja mama - córka w pracy?
Ewa Suwińska: Lubimy naszą relację w firmie i w domu. Nasze podejście do siebie nie różni się w tych miejscach. Z mojej perspektywy praca w duecie, wiekowo odległym jest cenna i interesująca. W momencie, kiedy kończy się moja decyzyjność, poniekąd związana może z pomysłami czy wizją na dany produkt, pojawia się moja mama. Czasem bywa tak, że przychodzi mama i pyta - „Ewa, nie do końca jestem pewna, jaka powinna być długość tej bluzki” - Wtedy ja wiem i na odwrót! Ja nie jestem przekonana do falbanki przy sukience i decyzję podejmuje mama. Dla mnie istotne jest to, że te decyzje są słuszne i dobre. Uzupełniamy się.
Teresa Suwińska: Często, jakby nas posłuchać, można się zastanowić kto jest kim w tym duecie. Bywają takie dni, że moje pomysły są zbyt nowoczesne, a Ewy zachowawcze i na odwrót. Zaskakujemy się każdego dnia i to jest bardzo pozytywna emocja. Mamy łatwość w przekazywaniu myśli, argumentowaniu. Przede wszystkim my się lubimy i to bardzo. Lubimy przebywać w swoim towarzystwie również po pracy.